Z basistą zespołu Lao Che, Rafałem „Żubrem” Boryckim rozmawialiśmy tuż po zakończeniu piątkowego koncertu w tarnobrzeskiej Tapimie.
NadWisłą24 – Jak wam się dzisiaj grało?
Rafał „Żubr” Borycki – Bardzo fajnie, jest to nasz drugi koncert, wczoraj graliśmy w Częstochowie, powoli się rozgrzewamy, jutro i pojutrze mamy następne koncerty, ten ostatni będzie pewnie najlepszy.
NW24 – Czyli, rozkręcacie się ze „sztuki na sztukę”?
R.B. – Nie graliśmy prawie dwa i pół miesiąca, tak wiec pierwszy koncert był takim
„macaniem się z publicznością”, dziś już chyba weszliśmy na dobre tory. Mieliśmy wprawdzie parę skuch, ale wydaje mi się, że daliśmy rade.
NW24 – Każda wasza płyta jest zupełnie inna, czy w takim razie Lao Che to zespół poszukujący?
R.B – Poszukujemy cały czas, nie możemy zrobić „Powstania Warszawskiego dwa”, „Gospel dwa”, czy innych kawałków, które będą się opierały na takich samych patentach. Chcemy poszukiwać, chcemy bawić się muzyką, chcielibyśmy, żeby następna płyta też była inna.
NW24 – Poprzednie płyty były konceptem, na płycie „Prąd stały/Prąd zmienny” porzuciliście ten schemat, dlaczego?
R.B. – Chcieliśmy się spróbować w czymś innym, jest Lao Chce Powstanie Warszawskie, jest Gospel, która jest też konceptem, chcieliśmy po prostu zrobić luźną płytę, która nie będzie zwartą całością i zrobiliśmy „Prąd”.
NW24 – Na „Prądzie” porzuciliście gitarowe riffy na rzecz elektroniki, czyj to był pomysł?
R.B. – Wciąż poszukujemy różnych instrumentów, ja na przykład na przestrzeni pięciu lat używam innych efektów na basie niż miało to miejsce na samym początku, Maciek, który gra na kongach zaczął używać samplera, usłyszeliśmy to, stwierdziliśmy, że jest to ciekawe i wzięliśmy to. Wszystko jest dziełem przypadku.
NW24 –Jesteście więc bardzo otwarci na gatunkowe zmiany?
R.B. – Tak, jeśli pojawia się jakaś nowa możliwość, to dlaczego by z niej nie skorzystać. Jeżeli mielibyśmy dwie osoby w chórze, to pewnie byśmy też je wzięli, o ile by nam oczywiście pasowały.
NW24- Wracając do płyty „Prąd”. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że jest to pozycja charakterystyczna, obok której nie da się przejść obojętne. Takie było wasze zamierzenie?
R.B. – Tworzyliśmy ją zamierzeniem żeby odciąć się od Gospel, nie chcieliśmy się stać takim piosenkowym zespołem, to by było odcinaniem kuponów, lepiej było zaryzykować, pójść w inną stronę. Obraliśmy taki kierunek, jesteśmy fanami Massive Atack, i ……(tu nastąpiła długa pauza) Masive Attack, więc spróbowaliśmy pójść w taką stronę.
NW24 – Prezentujecie muzykę alternatywną, niszową, nie komercyjną. Jako zespół odnieśliście sukces, czy jesteście w stanie utrzymywać się tylko z grania?
R.B. – Ja się utrzymuję z muzyki, byłem kiedyś przez wiele lat elektrykiem na budowie, tylko, że nie dało się tego pogodzić z graniem. Nie chcemy robić niczego innego, przez to mamy więcej czasu na robienie muzyki.
Ja mam żonę i dwu i pół letnie dziecko, którym teraz mogę poświecić więcej czasu niż gdybym pracował na jakimś etacie.
Trzeba mądrze wykorzystywać pieniądze, które zarabiamy, wiesz, nie kupować gitary za 15 tys., kiedy święta za pasem (śmiech). Raz jest fajnie, raz mniej, ale taką drogę wybraliśmy. Jeżeli w przyszłości nie będziemy na tym zarabiali, to wrócimy pewnie do zawodów wyuczonych, ale grzechem by było nie spróbować.
NW24 – Czy kolejnym etapem w rozwoju Lao Che będzie nagranie płyty w języku angielskim i podbój zachodnich rynków?
R.B.- Książka pt. Lao Che jest otwarta, obraliśmy taką drogę, że nie musimy się zamykać, obawiać się, że nam nie coś wypada albo nie. Możemy sobie zrobić płytę po angielsku tylko musimy mieć potencjalnych odbiorców.
Lao Che nie chce podbijać innych rynków, nam nie jest jakoś strasznie w Polsce, żebyśmy musieli to robić. Jest fajnie, jeżeli dojdziemy do wniosku, żeby np. zrobić reedycję Gospel w języku angielskim to zrobimy to, tylko po co?
Jeżeli robisz muzykę, i zaczynasz się zastanawiać nad tym, żeby mieć z tego dobry bilon, to się możesz za chwileczkę tak przejechać, że „wrócisz na tylne siedzenie”.
NW24- Część zespołu przed Lao Che grała w zespołach metalowych, skąd taka zmiana muzycznych preferencji?
R.B. – Byliśmy metalowcami, ale niezamkniętymi na ten tylko rodzaj muzyki, słuchaliśmy choćby Pattona czy Portishead. W pewnym momencie można po prostu znudzić się jakimś nurtem muzycznym, należy wtedy uderzyć w jakąś inną sferę.
NW24 – Ale ostrej muzyki dalej słuchacie?
R. B. – Oczywiście, w busie mamy na przykład koncert DVD Slayera.
NW24 – Dziękujemy za wywiad.
foto: Agnieszka Nycz
video: Piotr Morawski
Miło po raz kolejny wrócić się do piątkowego wieczoru podczas, którego zespół i ludzie stworzyli bardzo fajny klimat. Budujący jest fakt, że są w Tarnobrzegu i okolicy ludzie, którzy mają otwartą głowę i uszy na taką stylistykę.
Przez taką negującą komercję postawę, NIESTETY nie zobaczymy chłopaków na festiwalu Eurowizji
Można ich słuchać i słuchać, jeszcze nie mam dość… genialna muza.
Uważam się za osobę tolerancyjną, ale naprawdę cholernie trudno mi uwierzyć, że ktoś może zasłuchiwać się Feelem czy Dj Jakimśtam a obok muzyki Lao przechodzić obojętnie. Słoń im wszystkim nadepnął na uszy czy jak??