Po sześciu latach działalności Metal Spirit Resurrection Tour trafił do Polski. 13 lutego zespoły z Rosji Sinful i żeński Blackthorn, a także ukraińscy metalowcy z Def/Light zawitały do sandomierskiego klubu Lapidarium, przynosząc piekielne przesłanie ze wschodu. Metalowe święto otworzyły grzeszne chłopaki z tarnobrzeskiego zespołu Impervious. „Diabelskie hordy” odwiedziły Sandomierz dzięki Stowarzyszeniu mRock.
Sandomierskie Lapidarium ma w sobie coś magicznego. Klub niby nieduży, ale liczbą koncertów które odbyły się tam przez lata działalności, można byłoby obdzielić kilka innych. I, jak sięgnę pamięcią – nie przypominam sobie, żeby któraś z odbywających się tam sztuk nie była udana. Ciężko powiedzieć, co jest tego powodem. Wystrój, lokalizacja? Klimat, atmosfera? A może nastawienie i osobowość ludzi, którzy tam przychodzą? Pewnie wszystko po trochu. Tak było i tym razem. Zmierzając do Lapidarium wieczorową porą, 13 lutego (niestety poniedziałek) przy dwudziestostopniowym mrozie, wiedziałem, że jeśli nie wydarzy się nic totalnie nieprzewidzianego, koncert powinien się udać… Z zapowiedzianych ekip znałem tylko tarnobrzeski Impervious, reszta była dla mnie totalną zagadką. Koncert odbył się w ramach ósmej edycji „Metal Spirit Ressurection Tour”, trasy koncertowej obejmującej kilkanaście koncertów… Oprócz Impervious, tego wieczora wystąpić miały: żeński skład Bleckthorn z Moskwy, Def/Light z Dniepropietrowska, oraz Sinful – również z Moskwy. Okazało się, że Lapidarium, ze swoją „pozytywną energią” i tym razem nie zawiodło. Mieliśmy okazję tego wieczora uczestniczyć w świetnym, odjazdowym koncercie, fantastycznym widowisku, które warto zachować w pamięci na długo. Należy w tym miejscu wspomnieć, że był to kolejny już koncert, zorganizowany i zrealizowany przez niezmordowaną ekipę z tarnobrzeskiego stowarzyszenia „mRock”, dzięki której dobrych imprez i grania na żywo mamy w regionie pod dostatkiem. Koncert został zorganizowany przy współpracy z Sandomierskim Stowarzyszeniem Kulturalnym oraz Fundacją Kultury Ziemi Sandomierskiej. Sponsorem była firma Komplex z Nowej Dęby. Ale po kolei…
IMPERVIOUS
Impervious to młody, tarnobrzeski, czteroosobowy skład, prezentujący mieszankę death/black metalu. Nie tak dawno relacjonowałem na portalu „Nad Wisłą 24” ich występ w tarnobrzeskim klubie „Blues & Rock”, wspólnie z zaprzyjaźnionym stalowowolskim „Daemon’s Heart”, gdzie wypadli, powiedzmy, dość przeciętnie. Tym bardziej byłem ciekawy, jak chłopaki poradzą sobie z bądź co bądź, bardziej zobowiązującym miejscem, klubem i składem ekip, z którymi przyszło im zagrać. Otwierający dzisiejsze show Impervious – wywiązał się ze swojego zadania znakomicie. Porównując ich obydwa, zagrane w tak krótkim odstępie czasu, występy, stwierdzam, że panowie wzięli chyba parę krytycznych uwag na klatę, solidnie wypracowali, i zaprezentowali dziś zupełnie inny poziom. Poprawnie i z pomysłem zagrany ponad trzydziestominutowy set wypełniły utwory oparte na ciężkich, szybko kostkowanych riffach, w szybkich i bardzo szybkich tempach. Obydwaj gitarzyści – bracia Pazuzu i Azazel, udzielający się również na wokalach, lepiej dopracowali swoje brzmienie, riffy i partie solowe, dużo lepiej zabrzmiały też wokale. Na wyróżnienie zasługuje też sekcja rytmiczna – panowie Zyga (bas) i Vlad (bębny) pokazali dziś, że potrafią razem pracować jak precyzyjna, doskonale naoliwiona maszyna. Impervious pokazało się dzisiaj od zupełnie innej strony – było sprawnie, energicznie, ciężko i mięsiście. Gitarowe, ogniste riffy, przypominające dokonania Behemoth i Vader, nie żałujący gardeł wokaliści, świetnie i równo zagrane partie basu i bębnów (doskonałe, równe stopy i „smaczki” Vlada na blachach), oraz świetne, selektywne i nie zabijające poziomem decybeli brzmienie złożyły się na chyba najlepszy jak dotąd, występ Impervious na żywo, jaki przyszło mi oglądać. Słabo wypadł jedynie kontakt z publicznością – co prawda pierwsza, otwierająca wieczór kapela nigdy nie ma łatwo i pod tym względem, ale i frontman Impervious, Pazuzu, też powinien pod tym względem trochę bardziej się postarać. Podsumowując – jeśli chłopaki nie odpuszczą – będą robić tak duże postępy w tak krótkim czasie, oraz utrzymają swój żywioł, energię i tak ogromne zacięcie do grania, niebawem sporo zamieszają na naszej metalowej scenie – czego serdecznie im życzymy. Tak trzymać, panowie !! – zagłosuj na Impervious
BLACKTHORN
Na bilecie napisane było „Blackthorn – Moskwa, Symphonic Metal”, a powyżej sylwetki pięciu niewiast, odzianych na czarno. Spodziewaliśmy się, że kapela ta wystąpi dziś raczej jako headliner, a tu – niespodzianka. Notabene, oglądając żeńskie zespoły punk/metal, a więc w gatunkach, bądź co bądź zarezerwowanych dla facetów, zawsze jestem ciekawy, jak taki zespół wywiąże się z postawionego przed nim, niełatwego, i trochę niewdzięcznego, zadania. Należy tu wspomnieć, że w tym wypadku, zazwyczaj nie wystarczy być tak dobrym, jak facet… trzeba być lepszym, gdyż publika zazwyczaj podchodzi do żeńskich zespołów (oraz muzyków – kobiet w „męskich” składach) prezentujących te gatunki muzyczne – no właśnie, jak? Nieufnie, sceptycznie, bardziej krytycznie? Zdaję sobie też sprawę, że niektórzy (co wydaje mi się zrozumiałe) dodatkowo nie stosują pod tym względem wobec kobiet taryfy ulgowej – więc trzeba udowodnić, że płeć nie gra tutaj żadnej roli, i dać z siebie maksimum… właśnie tak, jak dzisiaj zrobił to moskiewski Blackthorn, czyli Elvira, Greta, Aina, oraz Varaska. Zaraz, zaraz… na bilecie kobiet było pięć, na scenie widzę cztery, więc gdzie jest piąta, i kto generuje partie klawiszy, które słychać w tle? Piąty członek składu Blackthorn – Less grająca na klawiszach i skrzypcach, jest nieobecna – niestety nie wiem, dlaczego, ale na dzisiejszej sztuce zastępuje ją laptop, obsługiwany przez Elvirę. Doskonała muzyka – nie przekombinowane technicznie, ultra ciężkie riffy w średnich i umiarkowanie szybkich tempach wypełniają całe Lapidarium. Brzmienie jest doskonałe – mroczne, walcowate i selektywne. Brzmienie zabija w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W publiczność płyną melodyjne, gitarowe, połamane riffy i solówki Elviry ubarwione miejscami plamami syntezatora, wsparte doskonałym, wysokim, melodyjnym sopranem Ainy. Połączenie jej głosu, z wchodzącym miejscami niskim charczącym „growlem” Elviry, daje fantastyczny efekt. Na myśl przychodzą mi najlepsze, wczesne dokonania Within Temptation, Thetre Of Tragedy, Therion oraz stare The Gathering, tylko wszystko to zagrane w szybszych, i bardziej połamanych tempach. Sekcja rytmiczna Blackthorn w osobach: Greta (bas) i Varaska (bębny) to osobna historia, o której powiem wprost: to profesjonalizm najwyższych lotów. Nie ma co dyskutować – tak sprawnej sekcji można długo szukać nawet w typowo „męskich” zespołach. Wszystko równiusieńko, w punkt, i na czas. I tam, gdzie trzeba. Basistka Greta wywiązała się ze swej roli znakomicie, a grająca na perkusji Varaska zaprezentowała taką klasę, że po prostu opadła mi szczęka. Żadnych wpadek – stopy, werbel, kotły, blachy – wszystko zagrane mocno, pewnie, energicznie z polotem i finezją, po prostu doskonale…
DEF/LIGHT
Ponieważ Blackthorn wysoko postawił im poprzeczkę, ciekaw byłem, jak poradzi sobie z tym kolejna kapela – Def/Light z ukraińskiego Dniepropietrowska, prezentująca odmianę black/death metal. Po przerwie technicznej na uprzątnięcie sceny, podłączenie się i ustawienie brzmienia, Def/Light zaczął swoje show. Sześcioosobowy skład z Ukrainy zaprezentował świetny metalowy, energetyczny set. Zaczęli trochę bez przekonania – jak dla mnie początek ich koncertu był po prostu słaby, ale z kolejnymi numerami zaczęli się rozkręcać, a w połowie obudzili się naprawdę. Ze sceny poleciały ogniste, gitarowe riffy, sprawnie zagrane w szybkich i bardzo szybkich tempach, duże wrażenie robiło też dobre, selektywne brzmienie, które kojarzyło się trochę z „norweskim” soundem, tak charakterystycznym dla dokonań black metalowych wojowników z północy. Spora w tym zasługa znakomitych gitarzystów: Konstantina oraz Igora (wyglądającego trochę jak Marilyn Manson) prezentujących miejscami błyskotliwe gitarowe „dialogi” między sobą, i pełniącym w ich muzyce niebagatelną rolę syntezatorem, obsługiwanym przez Władimira „Necromensera” Zaderija. Uwagę zwracał świetnie prowadzący całe show i nawiązujący kontakt z publiką wokalista Paweł „Avel” Czinenkow, o bardzo charakterystycznej barwie głosu, przywodzącej na myśl Tomasa Lindberga z At The Gates. Nie sposób nie wspomnieć również o sprawnej sekcji rytmicznej – ukłony dla basistki Def/Light – Mariny vel „Anathemy” za fantastyczne opanowanie instrumentu. Tak, gitara basowa w Def/Light nie jest sprowadzona do roli instrumentu stricte „podkładowego”, Marina co chwilę wchodzi w wyższe rejestry, wirtuozersko grając partie zarezerwowane zwykle dla gitar, a brzmienie jej basu jest po prostu wyborne, doskonałe. Jej partner z sekcji, Michaił „Dark Angel” Wojtenko również świetnie wypełnia swoje zadanie wspomagając koleżankę z kapeli, sekcja rytmiczna Def/Light pracuje doskonale, na najwyższych obrotach. Całość kojarzy się trochę z wczesnym Amon Amarth – te same tempa, podobnie zbudowane utwory, riffy i technika grania, trochę ze starym At The Gates z okresu „Terminal Spirit Disease” i „Slaughter of the Soul”, tylko solówek więcej, melodii, i technicznego kombinowania w tempach. Zauważalnie najdłuższy koncert tego wieczoru (ok. 50 minut) – jak dla mnie – wspaniałe granie, świetna kapela… Potrafiła docenić to również zgromadzona w Lapidarium publiczność, nagradzając Def/Light gorącymi brawami.
SINFUL
Headlinerem dzisiejszego wieczoru była grupa Sinful, której skład okazał się wypadkową czterech osób. Byli to: gitarzysta i główny wokalista Taus, gitarzystka i wokalistka Elvira z Blackthorn, oraz wspomagająca ich na tej trasie sekcja rytmiczna naszego rodzimego, warszawskiego Hate – basisty Mortifier’a, oraz perkusisty Hexen’a. Sinful zaprezentował około czterdziestominutowy, sprawnie zagrany w szybkich i bardzo szybkich tempach set, określany jako „symphonic black metal”. Bardzo ciekawe brzmienie – może nie tak typowo black metalowe jak w przypadku Def/Light, lecz bardzo mroczne, selektywne i ciężkie, z symfonicznymi wstawkami instrumentów klawiszowych. Całość zrobiła bardzo dobre wrażenie – szybko kostkowane, miejscami dość połamane w tempach, melodyjne riffy, prawie nieprzerwana „jazda” na dwóch stopach, standardowy black metalowy wokal (choć o nieco innej, niższej barwie), nadające całości kolorytu solówki Taus’a oraz Elviry – tak, Sinful zagrał dziś bardzo dobry koncert, choć mnie osobiście niczym szczególnym nie zaskoczył. Jak na headlinera tego wieczoru, spodziewałbym się raczej czegoś więcej. Bardzo dobre wrażenie pozostawili po sobie muzycy Hate z wspomnianej wcześniej sekcji rytmicznej – znakomicie przygotowani i doskonale się rozumiejący, obydwaj odegrali swoje partie w widowiskowy, płynny, w pełni profesjonalny sposób. Wysiłki Sinful, oraz mroczny, klimatyczny i szybki black metal w ich wykonaniu kojarzący się trochę z wczesnym Dimmu Borgir i Cradle of Filth, doceniła także publiczność Lapidarium, rozkręcając pod sceną niezły „młyn” oraz nagradzając muzyków gorącymi brawami. Jak dla mnie, po ich występie pozostał jednak pewien niedosyt – lepszy efekt przyniosłaby chyba zamiana kolejności występów Sinful i Def/Light, który tego wieczora zagrał zauważalnie najdłużej, i chyba najlepiej ze wszystkich ekip. Dlaczego tak się nie stało – trudno powiedzieć, ale wydaje mi się, że powodem mógł być udział Elviry zarówno w składzie Blackthorn, jak i Sinful.
Niewątpliwie, dzisiejszy doskonały koncert w Lapidarium okazał się prawdziwym ewenementem. Wystąpiły cztery mocne ekipy, które zaprezentowały zbliżone do siebie, lecz nie powielające się gatunki metalu, więc, co ważne – cały koncert nie nużył, nie męczył i nie nudził. Krótkie przerwy techniczne pomiędzy zespołami (10 – 15 minut) nie pozwalały atmosferze zbytnio ostygnąć. Dobrze zaplanowany został czas trwania poszczególnych występów (około 30 – 45 minut), doskonałe – i też nie powielające się brzmienie poszczególnych ekip, duże wrażenie robił świetny warsztat techniczny muzyków (na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim: Vlad – perkusista Impervious, Varaska – perkusistka Blackthorn, Michaił „Dark Angel” Wojtenko – wokalista Def/Light, Marina – basistka Def/Light, oraz sekcja rytmiczna Sinful), oprawa sceniczna (światła) – a ponad tym wszystkim specyficzny, mroczny klimat i specyficzna atmosfera – wszystko to złożyło się na znakomity show, który na pewno długo pozostanie w pamięci. Trochę pozostawiała do życzenia dość słaba frekwencja (cóż, poniedziałek…), co jednak trochę dziwi, biorąc pod uwagę cenę biletu (10/15 zł)… Zdecydowanie, warto było uczestniczyć dziś w tym doniosłym wydarzeniu, więc kto nie był, niech żałuje 🙂
tekst: Mały
video: Agnieszka Nycz
Nie widziałam jej na żywo ale ją UWIELBIAM!!! Ona na zdjęciu nr 30 – ciary po plecach normalnie (i nie tylko)! \m/
Nie tylko na zdjęciu nr.30, nieprzeciętna słowiańska uroda.
mam jedno pytanie nasuwające się po oglądnięciu zdjęć (wszystkie zawodowe) – czy na koncercie byli wyłącznie sami użytkownicy toniku Clearasil?
mRock – Sandomierz dziękuje <3
Wokalista Def/Light wygląda świetnie na fotkach, ciekawe jak jest z nim w realu?
Bardzo przypomina byłego wokaliste Gorgoroth,na scenie i poza nią
Ze mną w moim życiu jest dobre. Dziękuję za komentarze.
Def/Light RULEZ!!!!
To nie było garażowe granie, koncert rewelacja. Dla mnie zespoły nieznane ale na długo zostaną w pamięci.
Do Mefisto, spokojnie połowa publiczności miała min 20-30 lat a byli i dużo starsi.
Podzięki dla mRocka, gdyby nie oni to wiadomo co by było…
No perkusistka z Blackthorn byla niami
Wyróżniała się mocno szalejąca pod sceną ekipa z Kielc – zdjęcie 77 i 78 😀
Tak dobry koncert na długo zostanie w pamięci.
aaa, to ten ziomek z „Kostką Horadrimów” jak to określił mój kolega 😀
następnym razem przyjedzie nas więcej. Co najmniej Legion albo dwa. 🙂
Jak wam się podobał charyzmatyczny wokalista widoczny na zdjęciu 49 ?
one, two, test, hey, two, two 🙂
Zabawiał publiczność między zespołami 🙂 Dobrze sobie radził 🙂 Mógłby urozmaicić repertuar i od czasu do czasu rzucić jakimś dowcipem 🙂
Hmm z tym przechwalaniem pod niebiosa koncertu i Lapi to troche przesadziliscie 😉 Koncert jak to koncert, zespoly fajne, ale szkoda ze klub taki maly. Cale szczescie ze bylo tak malo osob bo ani nie bylo by sie gdzie bawic, ani czym oddychac, ani co zobaczyc. Naglosnienie fatalne! naglosnieniowcy wszystko robili na odwal, przez co piekne wokale z Blackthorn wiele stracily! To klimatyczne oswietelnie bylo ok, ale mozna bylo zostawic jakas lampe na scene od przodu, zeby bylo widac piekne panie i makijarze zespolow.
W sumie co chciec za te 10/15zl ale coz koncert byl na tyle fajny ze wiele stracil jak dla mnie, a np widac bylo ze laskom z Blackthorn zalezy na brzmieniu, ale wkoncu i one olaly naglosnienie i brak kontaktu z macherami i zagraly co mialy ;P
Filmek za dlugi, mozna sie zmeczyc ogladaniem i brakiem obrobki, lepsze juz foty
Wszystko w jak najlepszym porządku, ale uwaga do właściciela klubu. Chcąc organizować takie gigi trzeba wyeliminować problem przesuwających się bębnów. Wystarczy zainwestować w kawałek zwykłej wykładziny na scenę i sztuki w Lapidarium będą jeszcze lepsze, bo bembniarz będzie skupiony na graniu, a nie na pilnowaniu, aby mu instrument spod tyłka nie wyjechał.
Oj tak dywan by się przydał walczyłem z przewracającym się werblem i przesuwającymi się pedałami cały koncert,apropo suchar czy ty jesteś Wojtkiem z In silent?
Tak to ja, a czemu pytasz?
Przecież wiesz że takie rzeczy to kolega po fachu tylko zauważy.
HEhe,pytam bo byłem przekonany że to ty ale nie byłem pewien w każdym razie moze w końcu coś powalczymy razem kiedy już nagracie płytke,a koncert był ok ale zawsze moze być duuużo lepiej trzymaj sie mistrzu
Niestety nie mogłem przyjechać (druga zmiana w pracy), ale z filmiku widzę, że koncert spoko. Oby tak dalej.
Wielki szacun dla Varaski-zagrać z laptopem to nie taka prosta rzecz.
Zapraszam do ogladniecie tego koncertu innym okiem 😉 najlepiej w full HD http://youtu.be/05iDk8VNFgY?hd=1 Pozdro