Przytulisko dla bezdomnych psów w Sandomierzu wciąż działa, mimo iż dla części mieszkańców ul. Wiśniowej takie sąsiedztwo jest uciążliwe, mimo iż gmina płaci tylko za wywóz śmieci i prąd. Działa, dzięki bezinteresownej pomocy ludzi i członkom Sandomierskiego Stowarzyszenia Sympatyków Zwierząt, którzy swój wolny czas poświęcają bezpańskim czworonogom.
Zbiórka pieniędzy i karmy dla czworonożnych mieszkańców Przytuliska odbyła się w ubiegłą niedzielę. W restauracji „Flisak”, którą właścicielka udostępniła bezpłatnie, można było zatańczyć zumbę, oglądnąć pokaz tańców dworskich, wylicytować porady weterynaryjne czy ciasta, kupić ozdoby wielkanocne lub kawałki pysznych placków upieczonych specjalnie na tę okazję. A wszystko przygotowane przez prywatne osoby, którym los bezpańskich psów nie jest obojętny.
– Finansujemy się sami, miasto płaci jedynie za wywóz śmieci i energię elektryczną, natomiast wszystkie pozostałe koszty jak transport, opieka medyczna, wyżywienie wszystko organizujemy we własnym zakresie, czyli będąc organizacją pożytku publicznego dostajemy 1%, plus darowizny od ludzi dobrej woli – tłumaczy w rozmowie z NW24 Marcin Kułagowski, prezes Sandomierskiego Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt. – Wciąż istniejemy dzięki pomocy ludzi, to oni sami czują potrzebę tego że trzeba nam pomóc, inaczej sobie nie poradzimy. Władze miasta nie rozwiązują tego problemu, jest on zamiatany pod dywan a nie bardzo chce się utrzymać pod tym dywanem bo biega po ulicy i szczeka – dodaje.
Przytulisko jest jedyną placówką opiekującą się bezdomnymi psami na terenie Sandomierza i gminy Sandomierz. Nie ma statutu schroniska, gdyż znajduje się w środku osiedla domków jednorodzinnych. – Przeszliśmy dwie kontrole inspekcji weterynaryjnej, gdzie po drugiej poza drobnymi zaleceniami lekarz weterynarii powiedział, że gdyby nie odległość od zabudowań to zrobiłby nas schroniskiem – tłumaczy NW24 prezes.
I to właśnie skargi mieszkańców osiedla, skarżących się na zbyt hałaśliwe sąsiedztwo były jedną z przyczyn, dla których w ubiegłym roku władze Sandomierza postanowiły zlikwidować placówkę. Plany jednak nie powiodły się i przytulisko istnieje nadal.
– Sprawa w zeszłym roku oprała się o prokuraturę która nie znalazła znamion przestępstwa. Chcieli psy wywieźć do schroniska w Białogardzie, które jest 700 km stąd, koszty horrendalne, na dokładkę okazało się, że to schronisko ma zabrany numer i nie jest już schroniskiem – mówi prezes Kułagowski przyznając, że lokalizacja nie jest rzeczywiście najlepsza. Jednak Stowarzyszenia nie stać na wykupienie działki w innym miejscu i przeniesienie tam swoich podopiecznych.
– Gmina nie kwapi się, żeby nam pomóc w kwestii przeniesienia. Trudno się nas pozbyć, przewiezienie jednego psa do schroniska to koszt około 1,5 – 2 tys. zł. Czy nie lepiej by było przeznaczyć te pieniądze na coś tutaj na miejscu? Nie wiem czy obywatele tego miasta którzy piszą donosy zdają sobie sprawę, że zanim powstanie obiecywane schronisko, a na pewno nie powstanie w tym roku, to co ma się dziać z tymi psami, mają biegać po ulicach? Co jest bardziej szkodliwe, hałas, czy bezdomne psy biegające po ulicach? – pyta retorycznie prezes.
Obecnie w Przytulisku znajdują się 23 psy. – Staramy się wyjść naprzeciw mieszkańcom osiedla, ograniczamy rzekomy hałas poprzez ograniczenie liczby zwierząt, dzięki udanym adopcjom udaje nam się utrzymać liczbę poniżej 30 – tłumaczy prezes.
Informacje dotyczące działalności placówki znajdziesz tutaj
Cała rozmowa z prezesem Marcinem Kułagowskim w materiale video. Zapraszamy
video: Agnieszka Nycz
foto: Piotr Morawski