Jak wygląda pozostająca w cieniu głównego nurtu zainteresowań polityków i ogólnokrajowych mediów „Polska mniejszych miast” – z czego jest dumna, a czego się wstydzi, co ją cieszy, a co trapi? – na te pytania szukał odpowiedzi Filip Springer, autor powieści reporterskiej o podróży po „Polsce mniejszych miast”, czyli po stolicach województw, które istniały w latach 1975-1998. Porozmawiać z autorem mieszkańcy Tarnobrzega mieli okazję w miniony wtorek.
Przez kilkanaście miesięcy Springer odwiedził kilkanaście miast. Często spędzał w nim kilka dni, zwiedzał odpicowane za unijne dotacje miejskie salony, ale zaglądał także do ich zatęchłych piwnic, fotografował i rozmawiał z napotkanymi mieszkańcami.
„ W samym Tarnobrzegu niemal każdy miał coś z siarką wspólnego. Albo przy niej pracował, albo znał kogoś, kto pracuje. W tych wioskach, które ocalały, chłopi rzucali ziemię i szli do roboty w kombinacie. (…) Dziś Tarnobrzeg wygląda trochę tak, jakby w końcu przestał się prężyć i udawać kogoś, kim nigdy nie był. Gorączka się skończyła, z miasta uszło powietrze, zaczęli też stąd wyjeżdżać ludzie. Oficjalne statystyki mówią o czterdziestu ośmiu tysiącach mieszkańców, deklaracje „śmieciowe” podają liczbę o dziesięć tysięcy mniejszą. Prawda jest gdzieś pośrodku – sugerują to pustki na ulicach każdego popołudnia” – pisze w swojej najnowszej książce „Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast” Springer.
W materiale video trwające ponad godzinę spotkanie z autorem.
foto&video: Piotr Morawski
Dlaczego nie było Kiełba? przecież to o nim i jego NIE(rządach)
Ałotrytet, był tu raz i wszystko wie. Pozazdrościć samopoczucia.
20 lat tarnobrzeg byl miastem wojewodzkim z beznadziejnymi wojewodami ktorzy wogole nie dbali o rozwoj miasta Wszystkie pieniadze szly do stalowej