Nie wszyscy zdajemy sobie sprawę, iż większość ważnych momentów w kalendarzu liturgicznym Kościoła Katolickiego, ma swe odzwierciedlenie w wierzeniach uznawanych za pogańskie. U przedchrześcijańskich Słowian zimowe święta nazywały się Gody, Szczodre Gody, lub Szczodry Wieczór.
Już sama konstrukcja liturgicznego kalendarza katolickiego przypomina gospodarczy rok dawnych ludów rolniczych, których główne święta przypadały na przełomy pór roku, które z kolei umiejscowione są w momentach przesileń słońca (zimowego i letniego), oraz równonocy (wiosennej i jesiennej). Rok pogański pojmowany był jako cykl życia Boga Słońca – Swaroga, od jego narodzin do śmierci. Dlatego właśnie wraz z zimowym przesileniem, kiedy to dzień jest najkrótszy, a noc najdłuższa rozpoczynał się Nowy Rok, następowały narodziny Młodego Boga, „Bożica”, który od tego momentu zaczynał swą walkę z ciemnością.
Tak oto w bezpośrednim sąsiedztwie przesilenia przypadającego na 22 grudnia, umieszczono datę narodzin syna bożego – Jezusa, czego zresztą dokonano jeszcze u zarania chrześcijaństwa, kiedy to w państwie rzymskim dominował kult Sol Invictus – Słońca Niezwyciężonego, którego narodziny przypadały – co logiczne – właśnie na czas zimowego przesilenia. Jak pisze Kazimierz Moszyński w II tomie swej monumentalnej „Kultury Ludowej Słowian”: „…cywilizacja nasza przechowała w sobie głęboko wyryte (…) ślady dawnego kultu słońca i kościelne święto Bożego Narodzenia jest, jak wiadomo, zamaskowanym świętem Narodzin Niezwyciężonego Słońca…”.
WIGILIJNA WIECZERZA
Podczas obchodów Bożego Narodzenia, rozpoczynających się od Wigilii, a na Trzech Króli kończących, podejmowane jest szereg zabiegów rytualnych, które wywodzą się bezpośrednio z tzw. „pogaństwa”. Otóż, już sama idea wieczerzy wigilijnej pochodzi od tradycji nakazującej zarówno pogańskim Słowianom jak starożytnym Grekom, zasiadanie do uczty pospołu z Bogami, podczas której spożywano jadło uprzednio owym Bogom ofiarowane.
Królujący na stole mak, uważany był dawniej za środek do kontaktowania się z „tamtym światem”, dar dla dusz zmarłych. Wierzono, że po jego zjedzeniu można przenieść się na tamten świat i powrócić.
Na stole znajduje się dziś również opłatek, którym przełamują się bliscy życząc sobie wzajemnego szczęścia. On nie jest również osiągnięciem chrześcijańskim, a jedynie swą ascetyczną formą zastąpił dawniejszy kołacz, który był z jednej strony symbolem całorocznej pracy i nagromadzonych dóbr, a z drugiej swym przepychem miał przynosić szczęście w przyszłości.
Wspominając o życzeniach nie należy zapominać, iż dziś są to zazwyczaj nic nieznaczące zwroty grzecznościowe, inaczej natomiast było, gdy wierzono w rzeczywistą dobroczynną moc wypowiadanych życzliwych słów, podobnie jak w przypadku przekleństw, których wypowiedzenie miało faktycznie przynosić szkodę przeklętemu.
Stół wigilijny usłany powinien być sianem, lub słomą, którą układa się pod obrus. Jest to bardzo czytelne nawiązanie do zabiegów mających na celu zapewnienie dostatku i płodności, podobnie jak snop żyta, ustawiany jeszcze do niedawna w rogu pomieszczenia, lub na progu domu.
Również siano spod obrusa wykorzystywane było do wróżenia, bowiem wyciągano poszczególne źdźbła i jeśli ktoś wyciągnął zielone, to wnioskował z tego, iż w nadchodzącym roku wyjdzie za mąż/ożeni się. Jeśli wyciągnięte zostało źdźbło zwiędłe, z ożenkiem przyszło czekać do następnego roku, jeśli ktoś natomiast wyciągnął źdźbło suche, miał z pewnością pozostać starą panną/kawalerem.
WOLNE MIEJSCE DLA ZMARŁEGO
Tradycja nakazuje, by przy stole pozostawić jedno miejsce wolne, dziś interpretuje się to często, jako miejsce dla niespodziewanego gościa, lub wędrowca, choć można się jeszcze spotkać z przekonaniem, iż miejsce to pozostaje wolne dla zmarłych bliskich.
Pierwotnie wystawiało się oddzielny stół, na którym kładziono potrawy, jak chleb bez soli, która to odstraszała duchy zmarłych, podobnie jak żelazo i dlatego właśnie na owym stole nie mogły znajdować się żelazne przedmioty. Jest to kolejny motyw, którego nie dało się wyplenić z tradycyjnej obrzędowości, bowiem dotyczy kultu przodków, których duchy w pewne szczególne dni mogły powracać do świata żywych.
Nawet kolęda (łacińskie calendae – pierwszy dzień miesiąca) wywodzi się od zupełnie niechrześcijańskich pieśni śpiewanych przy okazji składania życzeń, za co – jak pisze P. Caraman w „Obrzęd kolędowania u Słowian i Rumunów” – dobrze życzącemu przypadała gratyfikacja – podarek.
Różne teorie starają się wyjaśnić genezę świąt. Jedna z nich traktuje o konkurencyjności. Otóż nowa religia starała się odciągnąć swych wiernych od innych świąt i zaoferowała święto połykające konkurencyjne obchody. Już w Odrodzeniu purytanie nie obchodzili Bożego Narodzeni z racji ich pogańskich korzeni. Później one powróciły, ale już w zupełnie innym, bardziej radosnym wydaniu.