„Trzeba być wariatem, żeby tak kochać te zwierzęta” – o działalności tarnobrzeskiego Ogrodu Świętego Franciszka (fotoreportaż oraz video HD)

Kiedy podchodzimy pod wskazany nam wcześniej budynek, nie jesteśmy pewni czy dobrze trafiliśmy, nie słychać szczekania, a przecież w budynku przebywa obecnie 30 psów. Widzimy jedynie kartkę na drzwiach będącą informacją dla wolontariuszy, to nas przekonuje, że dobrze trafiliśmy.

Po budynku oprowadza nas Mariusz Mazur, prezes Tarnobrzeskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt „Ogród Świętego Franciszka”. To w tym miejscu, w Tarnobrzegu część bezdomnych psów i kotów znajduje swoje schronienie. Większość przebywa w Zakrzowie, w miejscu, które po wielu latach Towarzystwo otrzymało od miasta.

– W tym roku Zakrzów dostaliśmy legalnie, mimo że te zwierzaki są tam od siedmiu lat, dzięki temu możemy spróbować tam poczynić pewne inwestycje. Choć na schronisko nas nie stać – mówi prezes Mazur dodając, że jego największym marzeniem jest aby miasto, z racji obowiązku opieki nad bezdomnymi zwierzętami, wybudowało schronisko dla kilku gmin. – Wtedy koszty byłyby o wiele mniejsze – wyjaśnia.

Zanim jednak choć częściowo marzenia prezesa nabiorą realnych kształtów, w Tarnobrzegu bezdomnymi zwierzętami zajmują się członkowie TSPZ i wolontariusze. Zwierzęta, które przywozi straż miejska, nie trafiają od razu do Zakrzowa, tylko w ramach kwarantanny i leczenia przebywają w Tarnobrzegu. Ze strony miasta otrzymują opiekę weterynaryjną, reszta kosztów ich utrzymania, to już ból głowy członków Towarzystwa. Jeśli nie byłoby takiego miejsca, miasto musiało by wywiązywać się ze swojego obowiązku w innych sposób, czyli oddając czworonoga do schroniska lub tzw. hoteliku.

– Koszty pobytu w takim miejscu to 2300 zł za jedno zwierzę, a myśmy oddali do adopcji w ciągu tego roku 120 psów, nie licząc kotów. Rachunek jest prosty, ten budynek zarobił w ciągu jednego roku 300 tys. zł – wylicza prezes. – Wiadomo, że miasto nie stać na takie kwoty i nie wiem co by było w zamian, bo w tym roku na opiekę nad bezpańskimi zwierzętami przeznaczono 18 tys. zł. Czyli na 7 i pół psa – konkluduje.

ODWIEDZINY U MIESZKAŃCÓW

Razem z prezesem wchodzimy do kolejnych pokoi, na początek zamieszkiwanych przez koty, które ufne, łaszą się do nas jakby czekały na to, że znajdą swój nowy dom. Bez skrępowania wchodzą nam na kolana, miaucząc przy tym zachęcająco.
Po kotach przychodzi czas na psy, przeróżne, duże, średnie, psie staruszki czy szczeniaczki. Wszystkie one nie wykazują żadnej agresji, kilka z nich jest tylko trochę nieufnych, choć większość z naszego widoku wydawała się być zadowolona. W psich amorach przegrywamy jednak z panem Mariuszem. Prezes raz po raz droczy się z rozradowanymi na jego widok psiakami, powtarzając, „przecież wiesz, że Cię nie lubię” po czym aplikuje swoim podopiecznym kolejną dawkę pieszczot.

Na korytarzach widzimy młodych mężczyzn, sprzątających lub wyprowadzających psy na spacery. To więźniowie z Chmielowa, którzy przychodzą tutaj codziennie rano i do godziny 16 pomagają w opiece, sprzątając i wyprowadzając psy.

– Jak się siedzi w tym więzieniu to widzi się złych ludzi ale jak się patrzy na takie zwierzęta które nieraz przyjeżdżają, okaleczone, bez sierści, to widzi się, że tacy ludzie którzy nie siedzą w więzieniu niekiedy są gorsi od tych, którzy są skazani – mówi Mariusz, odbywający karę pozbawienia wolności w zakładzie karnym w Chmielowie.

PRZYSZŁY DZIECI…

Kolejny raz dziwi nas panująca na korytarzach cisza, którą przerywa jedynie szczekanie psów właśnie przez nas odwiedzanych. – Teraz jest cicho, ale jak przyjdą dzieci… – uśmiecha się tajemniczo prezes.

Dzieci – czyli wolontariusze schodzą się po godzinie 16. Od razu robi się gwarno, psy szczekają, wiedzą bowiem, że teraz przyszła pora na solidną dawkę pieszczot i spaceru. Jest wielu młodych ludzi, chętnych do opieki nad zwierzętami, młodzi wolontariusze mają swoich ulubieńców, choć opiekują się wszystkimi zwierzętami. Pomagają również w znalezieniu nowych domów, bo adopcja jest jedyną ewentualnością dla tych zwierząt. Dzieci przychodzą tutaj codziennie, z własnej woli, często jest to dla nich jedyny sposób na to, by poznać czym tak naprawdę jest opieka nad zwierzęciem. Choć są i tacy, którzy w domach również mają swoje psy.

– Przychodzimy tutaj żeby odpocząć od codzienności, żeby pomóc im trochę, żeby lepiej się tutaj czuły. Żeby czuły się jakby miały tą rodzinę, i żebyśmy mogli okazać im trochę serca, żeby czuły się szczęśliwe – tłumaczy swoje codzienne odwiedziny 12-letnia Julia Tworek.

Dla tych wszystkich dzieci to miejsce jest równie ważne, jak dla jego czworonożnych lokatorów. Nie wiadomo jednak jak długo jeszcze potrwa ta dziecięca nauka empatii i odpowiedzialności, budynek jest bowiem przeznaczony przez miasto na sprzedaż. – Szukamy nowego ale jak wiadomo, w mieście jest bardzo trudno cokolwiek znaleźć – mówi prezes.

Jeden z założycieli towarzystwa, radny Stanisław Banaszak, którego spotkaliśmy przed budynkiem kiedy karmił pasztecikiem szczeniaczka, o działalności Ogrodu mówił jak o formie wychowania społeczeństwa. – Przytoczę taki cytat: „Miłość do zwierząt jest miarą miłości do innego człowieka” – mówił radny.

Więcej w materiale video. Zapraszamy

O działalności Ogrodu Świętego Franciszka, aktualnych adopcjach i formach pomocy można przeczytać na stronie internetowej Towarzystwa

foto: Piotr Morawski

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Postaw mi kawę na buycoffee.to
0
Would love your thoughts, please comment.x
Skip to content